sobota, 3 września 2011

Najpiękniejsze w Ameryce Środkowej...





MEKSYK – BELIZE - GWATEMALA


CZAS TRWANIA – 2 TYGODNIE.

Zaczarowane Mexico City, Sanktuarium Gaudelupe... Teotihuacan z piramidami Słońca i Księżyca oraz Drogą Zmarłych to najsłynniejsze zabytki całego Meksyku, opisywane przez przewodniki jako jedne najciekawszych miejsc na świecie...

Z jednej strony kontynentu zobaczymy nostaligicznie urocze plaże Acapulco nad Pacyfikiem a z drugiej stubarwne wody Karaibów usiane koralowymi wysepkami (cayes) na których plaże nie są piaszczyste lecz białe od koralowego pyłu....


Niewiarygodnie piękne pozostałości świata Majów wśród największych lasów deszczowych świata (w stanie Peten w Gwatemali) gdzie o świcie jaguary, małpy, coati i tukany snują się pod nami spoglądającymi na dżunglę z wysokości świątyń Tikal- zaginionego miasta Majów w sercu dżungli ...

Trasa wiedzie z Mexico City, na Jukatan do Belize (dawny Honduras Brytyjski) a stamtąd łodziami na bajeczne koralowe wysepki Karaibów i dalej przez Gwatemalę usianą ruinami Majów oraz perłami architektury kolonialnej (Antiqua) z powrotem do Meksyku. Brzegiem Oceanu Spokojnego przez Puerto Escondido do Acapulco. Stąd powrót serpentynami Kordylierów- przez przepiękne Sierra Madre do Mexico City...



MEKSYK: Eklektyczno-synkretyczna mieszanka kultur, religii i uczuć.
Miasto kontrastów...Miasto milonerów (z dzielnic Polanco czy Coyoacan) i żebraków sypiających w kanałach, miasto taksówkarzy, prostytutek, pucybutów, ulicznych sprzedawców "wszystkiego",i "wyciskaczy" przepysznych świerzych soków...
Miasto, w którym do tańczących na ulicach indian dołączają spontanicznie przypadkowi przechodnie i próbują swych tanecznych umiejętności...
Miasto gdzie policjant widząc przechodzącego na czerwonym świetle gringo, nie krzyczy, nie próbuje go ukarać ale zatrzymuje samochody aby ułatwić przejście temu niesubordynowanemu przybyszowi...
Miasto ciemnoskórych Chrystusów ukrzyżowanych w tysiącach kościołów, obok których klęczą czarnowłose, ciemnoskóre Madonny...



Miasto, gdzie w Wielkanoc między pielgrzymami dźwigającymi na plecach większe od nich samych figury Jezusa i Marii, spokojnie paradują czegewaryści, zapatyści, czy komuniści z sierpem i młotem na sztandarach...

Miasto gdzie w dzień na  centralnym placu Zokalo grają katarynki...





Miasto krzyku, gwizdu, zgiełku, bałaganu i nieustającego chaosu...
Miasto, do którego chce się wracać !



Miasto gdzie porządku strzegą mniej lub bardziej wąsaci stróże prawa...









TEOTIHUACAN - MIEJSCE, W KTÓRYM RODZĄ SIĘ BOGOWIE...
Leży koło 50 km na północny wschód od Mexixo City.
Do dziś nikt dokładnie nie wie dlaczego upadło to największe centrum kulturowe i handlowe Ameryki Środkowej, większe od starożytnego od Rzymu w analogicznym okresie dziejów.





Avenida de los Muertos (Droga Umarłych) biegnie przez środek Teotihuacan i niewiele jest miejsc na świecie, które jej dorównują. Górują nad nią Piramide del Sol (Piramida Słońca - trzecia co do wielkości piramiada świata- z tyłu za moimi plecami) oraz nieco niższa Piramide de la Luna (Piramida Księżyca)(stoję na jej krawędzi).









BELIZE.
Dawniej Honduras Brytyjski a od 1981 niepodległa republika bananowa należąca do Brytyjskiej Wspólnoty Narodów (British Commonwealth of Nations)

Jeden z wielu karaibskich rajów ...






W Ameryce Łacińskiej zauważyłem pewną "świecką tradycję": czy się jedzie, idzie, leci czy płynie- to przez granicę na ogół i tak przegonią nas "z buta"...








Anglojęzyczna kraina Reggae i Rasta w samym Centrum Ameryki Łacińskiej - pasująca tu kulturowo jak kwiatek do korzucha, siodło do świni,czy kapela reggae na zlocie Ku-Klux-Klanu...
Występują tu plemiona , w których kobiety i mężczyźni mówią różnymi językami.
Ale czy to coś dziwnego? Nie sądzę: na całym Bożym Świecie kobiety i mężczyźni co do zasady mówią różnymi językami ("zaczekaj na mnie 15 minut" wszędzie oznacza co innego dla kobiety i mężczyzny :) ) tyle , że na Belize robią to "stricte" i bez obłudy towarzyszącej naszej (pożal się Boże) "cywilizacji" :)
Nigdzie indziej na świecie nie spotkamy tak przedziwnej mieszanki kulturowej i etnicznej.
Ludność to mulaci, murzyni, metysi, czarni karibowie(garifuna), kilka (zaledwie jak na tę część Ameryki) procent indian- głównie potomków Majów.
Reszta to niespokojne duchy ziemi. Potomkowie piratów, "uchodźcy" z tak zwanego cwylizowanego świata....










BEZLIZE TO NAJBARDZIEJ PSYCHODELICZNY ZAKĄTEK ŚWIATA JAKI WIDZIAŁEM. CIEPŁE SŁONECZNE ŚWIATŁO ODBITE OD KARMAZYNU MORZA KARAIBSKIEGO SZCZEGÓLNIE O ŚWICIE TWORZY KONSTELACJE BARW TAK PASTELWO-NIEPOJĘTYCH JAK NIGDZIE. NICZYM ZACZAROWANI WPTRUJEMY SIĘ W PASTELOWE KOŚCIOŁY, PASTELOWE DRZEWA, BUDYNKI A NAWET W "PASTELOWYCH LUDZI". ODNOSI SIĘ WRAŻENIE JAKBY PRZED MOMEMENTEM ODPŁYNĘŁI OSTATNI ANGLIKAŃSCY MISJONARZE A NA HORYZONCIE ZA KILKA CHWIL UKARZE SIĘ FLAGA Z "WESOŁYM ROGEREM" POWIEWAJĄCYM NA PIRACKIM STATKU...




Tublylcy i turuści tańczą na plażach, w zbitych z kilku palm "barach" a nawet na dachach....luzik!




Ale Belize to także ( a może przede wszystkim) jedne ciekawszych miejsc do nurkowania ze słynną Blue Hole, bajkowe wysepki, gdzie palmy kąpią swe pióropusze w stu odcieniach lazurowych wód Karaibów.
Wyspy szczęścia z naczelnym hasłem, mottem wypisanym na przyczepionych do palm tabliczkach : „Goo Slow” gdzie plaże nie są piaszczyste lecz pięknie śnieżnobiałe od koralowego pyłu miękkiego dla stóp jak aksamit...



















 Odpływamy z bajkowych koralowych  wysepek Belize z uczuciem "dlaczego tak krótko!!!" i płyniemy w kierunku stałego lądu. Z położonego na lądzie Belize City (dawnej stolicy zniszczonej przez huragan w 1961 roku) przez Belmopan obecną stolicę kraju w kierunku Gwatemali.....



GWATEMALA: przez kilkadziesiąt lat wzajemne mordowanie i terror były tu „sportem narodowym”.
Od razu w oczy rzucają się pełne żołdaków ulice i zasieki z drutu kolczastego na bramach i dachach.
Uzbrojeni po zęby żandarmi pilnują nawet sklepów spożywczych. (zdjęcia).
Jak widać są to nierzadko niemal dzieci, niepewne do końca kto nimi rządzi bo często bywało, że w dzień rządziła nimi armia a nocą bandy guerilla. 

Nigdzie też nie widziałem tylu pijanych Indian, zalegających w delirycznych konwulsjach ulice i zaułki.
 
Mimo to Gwatemala – jeden z biedniejszych krajów regionu- należy do tych miejsc, w których można zakochać się od razu i bez pamięci...


Ale Gwatemala to nie tylko hunta, żołdacy na ulicach i zasieki z drutu kolczastego. Kraj oferuje tak urocze miejsca, że zapominamy lub staramy się nie widzieć tego co smutne.
Rozklekotanym busem docieramy do Flores - stolicy stanu czy jak kto woli departamentu Peten, położonego na wyspie(obecnie połączonej groblą ze stałym lądem) jeziora Peten Itza. Miasto było jednym z ostatnich jeśli nie ostatnim bastionem  Majów broniących się przed konkwistą. Zdobyte zostało dopiero pod koniec XVII wieku czyli blisko 200 lat po zawojowaniu reszty tego terytorium.










Obecnie Flores stanowi doskonałą bazę wypadową do prehistorycznej stolicy Majów :
TIKAL.
Położone w wilgotnej dżungli, która jakby nadal chciała chronić odwieczne tajemnice świata Majów, którzy na wiele wieków przed europejczykami dokonywali obserwacji astronomicznych i pomiaru czasu tak dokładnego niemal jak współcześnie.
Opowiadanie o każdej podróży jest niewątpliwie impresją opowiadającego, bardzo subiektywnym spojrzeniem podróżnika.
Dla mnie Tikal to miejsce niesamowite, przewyższające chyba wszystko co dotąd widziałem.
Nastrój, klimat, otoczenie porównać można jedynie do kompleksu świątyń Angkor w Kambodży.
Dystansuje nawet meksykańskie Teotihuacan, peruwiańskie Machu Pichu i pozostawia daleko, daleko w tyle słynne piramidy egipskie...
Gdy na szczycie jednej z piramid zaczekamy za wschód słońca, to zobaczymy odbierze dech w piersiach.
Gdy pod naszymi stopami dżungla ożywa tysiącem głosów małp, tukanów, ścigających się coati, rykiem leniwie sunącego jaguara odnosimy wrażenie, że zaraz ożyje całe  prehistoryczne miasto.
W kolorach wschodzącego słońca budowle i dżungla wydają się całkowicie nierzeczywiste, oderwane od płynącego czasu.











Z Flores nocnym autobusem jedziemy do obecnej stolicy: Gwatemali.

Niedaleko stąd (około godziny jazdy), wśród pięknych wulkanów, narażona na trzęsienia ziemi leży perła architektury kolonialnej i bez wątpienia jedno z najpiękniejszych miast obu amerykańskich kontynentów:

ANTIQUA GUATEMELA

Założone w 1543 roku przez hiszpańskich kolonizatorów, niszczone wielokrotnie trzęsieniami ziemi, z których najtragiczniejsze miały miejsce w drugiej połowie XVIII wieku gdy Antiqua przeżywała swą świetność, opuszczane wielokrotnie w popłochu, miasto któremu odebrano zaszczyt bycia stolicą nadal zachwyca i potrafi zauroczyć swym pięknem.













Z karaibskich wybrzeży Oceanu Atlantyckiego kierujemy się ku rozgrzanym plażom Oceanu Spokojnego.
Panamericaną, autobusami pełnymi niespiesznie podróżujących indian, po prawej mijając szczyty Koldylierów a po lewej urocze zatoki ciepłego Pacyfiku poprzez leżące w meksykańskim stanie Chapas miasto przygraniczne Tapachula docieramy do PUERTO ESCONDIDO.
Z jego nazwą wiąże się romantyczna historia pięknej indianki, która uciekając przed zakochanym w niej lecz niechacianym korsarzem Andrew Drake'em (bratem słynnego Francisa Drake'a) ukryła się w tej pięknej okolicy. ("escondida" znaczy "ukryta").





 Wiatr wieje tu nieczęsto ale do brzegu docierają wspaniałe fale, które czynią z Puerto Escondido mekkę surferów.

Przed nami jednak wyśpiewna przez RICCHI E POVERI utopia...ACAPULCO

http://www.youtube.com/watch?v=Gc2GIAnN9uE&feature=related

Ten  senny obecnie kurort jest jednym najurokliwyszych miejsc świata.
Melancholijne plaże, opustoszałe na rzecz zatłoczonego bo modnego obecnie Cancun, otoczone górami zatoki potrafią sprawić, że pogrążymy się w zachwycie zanim zdążymy  "pogrążyć" się w ciepłym oceanie...






 Acapulco nocą to nieustające "bajlando" we wszystkich rytmach świata, wśród wszystkich kolorów  opalenizny....:)




 Jeszcze tylko pokaz skoków do oceanu, wykonywany dwa razy dziennie, przez skoczków samobójców zwanych "gwoździami" z przepięknych skał la Quebrada (skakał z nich sam Król Elvis w filmie "Fun in Acapulco" )
I wracamy do Mexico City.
Pięciogodzinna podróż przez Sierra Madre upływa na marzeniach i wspomnieniach gorących jak słońce nad Meksykiem.
Jeszcze ostatni obiad pod Piramidą Słońca...


 Ostanie zakupy indiańskich pamiątek...

Kończymy naszą magiczną podróż, w miejscu gdzie jak głosi legenda wszytko się zaczęło. Aztekowie ujrzeli tu orła stojącego na opuncji i pożerającego węża co zgodnie ze starą plemienną przepowiednią było znakiem aby założyć miasto (Meksyk) i zakończyć wędrówkę.......